
Śledź czy sardela?
Wpływał na to fakt, że połów śledzia był łatwy i niedrogi, a dzięki udoskonalonej metodzie konserwacji można było go bez problemu transportować. Dlatego jadano go w równym stopniu na północy i południu kraju. Był też idealnym źródłem białka w okresach wstrzemięźliwości pokarmowej dlatego demokratycznie lądował na stołach zarówno biednych jak i bogatych.Sardele mimo swoich drobnych rozmiarów zajmowały równie ważne miejsce w kuchni polskiej. Te miękkie, rozpływające się, słone fileciki były częstym i pożądanym dodatkiem do dań. Występują w najstarszej polskiej książce kucharskiej w przepisie na kapłona, ale także w opisie przygotowania pieczystego. Stanowiły częsty składnik sosów, podawanych do wszystkiego.
Taki właśnie sos często był wzorcowy dla potraw „po polsku” (à la polonaise). Ale historia sardeli łączy się też nierozerwalnie z masłem. Po połączeniu obu składników w odpowiedniej proporcji uzyskiwało się aromatyczne masło sardelowe. Było słonawe, podawane na grzankach lub dodawane do pieczenia mięs czy drobiu. Ten wyborny staropolski przysmak zapisał się także na kartach „Gdańskiej książki kucharskiej”. W oryginalnym przepisie zastosowany jest kontrast słodkiego i słonego, sugeruje się w nim by nakładać masło na opieczone kromeczki słodkiej chałki. Brzmi intrygująco prawda? Świeże czy solone ani śledzia ani sardeli nie należy się obawiać w kuchni. To wyśmienite ryby, z których można wyczarować zaskakujące i pyszne dania. Zdecydowanie nadają cię do czegoś więcej niż do utknięcia w powiedzeniu „rybka lubi pływać”, czy odejścia w zapomnienie w nieotwartym słoiku na dnie lodówki.